Neufeld Institute Poland Zrozumieć dzieci. Praktyczne zastosowanie nauki o rozwoju.
Zrozumieć dzieci. Praktyczne zastosowanie nauki o rozwoju.

Pozwólmy płakać dzieciom. I sobie!

Dzisiejsze czasy nie sprzyjają emocjom. Albo się je umniejsza (“Nic się nie stało!”), albo zabrania okazywania (“Jesteś już duża, nie płacz!”). Albo wypiera i zamiast się z nimi konfrontować, dziecko gra na komputerze, a my zajadamy paczkę ciastek. Albo nawet coś zdrowego, za to w zupełnie niezdrowych ilościach. Nie tylko nie okazujemy emocji, ale też często nie potrafimy ich nazwać. Żeby sprawę ułatwić zastanówmy się nad pewnym uproszczonym schematem.

Emocje i mózg

Emocji jest bardzo wiele, ale wszystkie pojawiają się najpierw w układzie limbicznym. Kiedy zaczynają być “obrabiane” przez korę przedczołową, mogą powstać na ich bazie tzw. emocje wtórne. Związane są one z naszym racjonalnym myśleniem i prawdopodobnie występują tylko u ludzi. Należą do nich np. złość, poczucie winy czy zazdrość. Do pierwotnych emocji, które charakterystyczne są dla wielu innych gatunków zalicza się np. radość, lęk czy frustrację.

Co ciekawe, to że “odczuwamy” nasze emocje możliwe jest dzięki naszej rozbudowanej korze przedczołowej. Kiedy emocja znajduje się na poziomie układu limbicznego możemy w ogóle nie być jej świadomi. Mamy wrażenie, że coś jest nie tak, wkurzamy się na wszystko, ale nie wiemy o co chodzi. Ktoś warknie na współpracownika, inny kopnie w stół, a jeszcze inny pójdzie pobiegać. W takiej sytuacji emocje są obecne, ale nie są uświadomione i nazwane. A skoro tak – nie mogą być również odczuwane. Gdy dopuścimy do siebie to, co dzieje się w układzie limbicznym możemy to określić: “Aha, a więc boję się tej rozmowy.”, czy też “Ok, jestem po prostu sfrustrowany sytuacją w pracy”.

Skupmy się na frustracji

Zdolność jej odczuwania jest bowiem absolutnie kluczowa dla naszego rozwoju. Kiedy zaczynamy przeżywać frustrację możliwych jest kilka scenariuszy:

1. Czujemy frustrację – szukamy rozwiązania

Najlepiej, gdy taka właśnie jest pierwsza reakcja. Coś mnie frustruje, więc próbuję to zmienić – siebie, innych, świat. Przy czym najskuteczniej zmienia się sytuację poprzez zmianę samego siebie (np. Nie podoba ci się jak ktoś cię traktuje? Zacznij stawiać wyraźniejsze granice).

2. Czujemy frustrację – okazuje się, że sytuacja jest bez wyjścia – adaptujemy się

W tej opcji pojawiają się głęboki smutek i łzy. Mama nie chce kupić zabawki, dziecko prosi, nalega, wścieka się, a kiedy dopuści do siebie frustrację… płacze. Nic innego już nie pozostało. Tylko smutek i łzy. Podobnie u dorosłych – kiedy stracimy pracę możemy wkurzać się na szefa, na państwo, nawet odreagować na partnerze, ale prawdziwa ulga pojawi się dopiero, gdy dopuścimy do siebie łzy. To ciekawe, ponieważ zbadano, że te łzy płynące z frustracji mają inny skład chemiczny od łez np. szczęścia. Sugeruje się, że głęboki płacz pozwala oczyścić organizm z substancji, które się w nim nagromadziły w związku z tak silnymi emocjami. Co więcej – to właśnie te łzy są podstawą wewnętrznej transformacji człowieka. Skoro nie jesteśmy w stanie zmienić sytuacji tak, abyśmy dobrze się w niej czuli, to znaczy, że to my musimy zaadaptować się do niej. A zatem w nas następuje zmiana. To my rozwijamy się, pokonujemy własne ograniczenia, aby móc żyć w większym poczuciu harmonii.

3. Czujemy frustrację – okazuje się, że sytuacja jest bez wyjścia – nie jesteśmy w stanie odczuć bezradności – atakujemy / “zamrażamy się”

Trzeci scenariusz nie jest korzystny. Oznacza, że nie nauczyliśmy się konfrontować z własną bezradnością. Że za wszelką cenę staramy się coś zdziałać, zmienić, nawet wtedy, gdy po prostu coś jest poza naszą kontrolą. A przecież w życiu większość rzeczy jest poza naszą kontrolą! Albo, jeśli chcielibyśmy mieć na nie wpływ, musielibyśmy od rana do wieczora wszystko kontrolować i nie starczyłoby nam już czasu na nic innego. To drastycznie obniżyłoby także jakość naszego życia.

Zmierzenie się z własną bezradnością

Niestety, w dzisiejszych czasach jesteśmy bombardowani ideologią, zakładająca, że zmienić można wszystko. Dookoła i w sobie. Owszem, to wspaniałe, że możemy chronić się przed żywiołami budując domy, że możemy leczyć ciężkie choroby, że są samoloty, dzięki którym możemy w jednej chwili znaleźć się obok osoby, do której tęsknimy. A jednak… ma to swoje minusy. Skoro tak wiele rzeczy możemy zmieniać, to mamy mniej okazji do tego, aby się adaptować. Abyśmy to my musieli się dostosować i poprzez ten trud adaptacji – wzrastać.

W podobnej sytuacji są nasze dzieci, gdy dajemy im wszystko, czego sobie zażyczą. Nie mają wtedy okazji do zmierzenia się z własną bezradnością. Zapewniając im to, czego w danym momencie zapragnęły, nie dajemy im tego, czego bardzo potrzebują – dobrych warunków do rozwoju. Nie akceptujemy oraz boimy się własnych łez i tym bardziej boimy się łez naszych dzieci. Przecież tak mocno je kochamy! Co więcej – my się tych wszystkich łez wstydzimy! Ktoś może wszak powiedzieć: “Skoro jej dziecko płacze, to jest jakąś wyrodną matką. A skoro sama płacze, to musi być niezrównoważona emocjonalnie. Biedny maluch!”.

Zdolność do adaptacji

Im bardziej staramy się zabezpieczyć dziecko przed frustracją, tym mniej okazji ma ono, aby ćwiczyć swoją zdolność do adaptacji. Niezaspokajanie podstawowych potrzeb dziecka – głodu, pragnienia, bezpieczeństwa, spokojnego snu czy bliskości wiąże się z blokowaniem jego rozwoju. Warto mieć na uwadze, że do takich samych podstawowych potrzeb należy konfrontowanie się z tym, co jest poza kontrolą dziecka. Bez tego maluch nie może uczyć się świata i realizować swojego potencjału. Oczywiście, zasady dobrej komunikacji i empatii wciąż są tutaj pożądane. Możemy mówić wyraźne nie, a w tym samym czasie nazywać frustrację dziecka, okazując mu zrozumienie i towarzysząc mu w przeżywaniu emocji. Będąc przy nim. Nawet jeśli nam samym trudno jest znieść chwilową rozpacz naszego malucha. To ważne, bowiem to właśnie wspieranie przeżyć dziecka swoją obecnością i akceptacją dodaje mu sił, aby właśnie te trudne przeżycia inicjowały jego rozwój. Szczególnie na początkowych etapach rozwoju dziecka, kiedy jest ono tak mocno zależne od nas.

Im bardziej staramy się unikać nawet najcichszych sygnałów niezadowolenia u maluchów, tym większy alarm będą one podnosić, gdy podrosną. Człowiek nie nauczony konfrontowania się z frustracją i odczuwania związanej z nią bezradnością doświadcza bowiem silnej agresji. Kiedy znajduje się w trudnej dla niego sytuacji bez wyjścia, zaczyna szukać winnych. Złości się na otoczenie lub na siebie samego. W pierwszej opcji pojawia się agresja, w tej drugiej z czasem mogą rozwinąć się zachowania autoagresywne.

Czasami pomimo stawiania przez nas jasnych granic, łagodnego, ale stanowczego odmawiania, maluch albo nastolatek nie reaguje łzami. Prawdopodobnie oznacza to, że nasze dziecko doświadczało od jakiegoś czasu tak silnej frustracji, że nie było w stanie dłużej jej odczuwać. Ponieważ nie umiało sobie z tym poradzić, “zamroziło” swoje uczucia. To wielki alarm dla rodzica, bowiem najbardziej niepokojące nie są łzy dziecka, lecz ich brak. Po pierwsze – znieczulenie nigdy nie dotyczy tylko emocji negatywnych. Z czasem takie dziecko może nie być w stanie również przeżywać głębokiej radości czy prawdziwej bliskości. Po drugie – odczuwanie frustracji jest kluczowe dla rozwoju człowieka. Jest pierwszym krokiem w przystosowywaniu się do otoczenia w sytuacjach, na które nie mamy wpływu. A więc tych, z którymi nasze dziecko będzie stykało się wielokrotnie każdego dnia swojego życia.

Dbajcie o łzy swoich dzieci

Zróbcie dla nich miejsce w swoich domach i sercach. Niech podlewają i zasilają rozwój dzieci. A kiedy wieczorem pójdą już spać, usiądźcie z bliską osobą na wygodnej kanapie i zapytajcie siebie nawzajem – “Kochanie, kiedy ostatni raz płakaliśmy?”

 

(Zapraszamy na portal dziecisawazne.pl, gdzie ukazał się również powyższy wpis http://dziecisawazne.pl/pozwolmy-plakac-dzieciom-i-sobie/ )

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *