Neufeld Institute Poland Zrozumieć dzieci. Praktyczne zastosowanie nauki o rozwoju.
Zrozumieć dzieci. Praktyczne zastosowanie nauki o rozwoju.

Co pomaga w budowaniu związku? (część II)

Ciąg dalszy rozważań o tworzeniu związku. Co jeszcze warto wiedzieć? Sporo 🙂

4. Banał, ale jakże prawdziwy – poznaj samego siebie.

Chyba jedno z najbardziej niedocenianych pytań na świecie brzmi – jakie są Twoje wartości? Zazwyczaj po raz pierwszy zadajemy je sobie dopiero, gdy cegły lecą nam na łeb. Czemu w szkole nikt nas o to nie pyta? Nie wiemy. Może po prostu odpowiedź większości ludzi mocno podważyłaby sens współczesnego programu szkolnictwa…

Jeśli nie znamy swoich wartości i nie staramy się świadomie za nimi podążać, to istnieje duże ryzyko, że będziemy jechać na automacie. Jak robią dookoła, tak i my czynimy. Prawdziwy facet ma dużo lasek? No to, jazda, idę się z kimś przespać. Super kobieta nie może mieć zmarszczek? Ok, to już lecę robić botoks (to, że tak piszemy podobno świadczy o tym, że nie jesteśmy na czasie, bo botoks to już chyba przeżytek i teraz istnieje o wiele więcej bardziej nowoczesnych zabiegów, które możemy sobie zrobić, jeśli pragniemy ze wszystkich sił podążać za oczekiwaniami kulturowymi 😉 Inna droga to rozważenie, co jest dla nas w życiu najważniejsze (jeśli macie taką potrzebę dajcie znać, a napiszemy post o tym, jak poznać swoje najgłębsze wartości). Znając swoje priorytety łatwiej jest nam zacząć dostrzegać je u innych osób. Jeśli facet ma 40 lat, nie był dotychczas w żadnym stałym związku, nie ma swojego mieszkania ani samochodu, za to żyje w małym, brudnym pokoiku u mamuni i chodzi na imprezy gotyckie, przebierając się w ciuszki a la Nergal, na które wydaje swoją całą kasę, to prawdopodobnie najwyższymi wartościami dla niego nie jest założenie rodziny, bycie ojcem, budowanie trwałych więzi i rozwój osobisty. A może tak, ale nie potrafi za nimi podążać.

Oczywiście możemy się pomylić i warto sprawę zbadać. Zapytać. Nie chodzi nam tutaj o osądzanie kogoś, tylko o to, aby być świadomym, że to, jaki ktoś jest przed wejściem z nim w związek nie zmienia się jakoś radykalnie, kiedy już w tym związku jesteśmy. Nam osobiście w pewnym wieku znudziły się wtopy i tłumaczenie sobie, że “Oj tam, nikt nie jest doskonały”. W kontekście wartości opłaca się być bardzo dosłownym i wchodzić w głębszą relację wtedy, kiedy widzimy, że łączą nas wspólny światopogląd, cele, priorytety. Jest takie powiedzenie, że partner musi być najpierw twoim przyjacielem. Pewnie nie zawsze musi być najpierw przyjacielem, a później kochankiem, obie rzeczy czasami dzieją się równocześnie. Istotne jednak, żeby osoba, z którą zapragnęliśmy być faktycznie miała zadatki na przyjaciela.

5. Wystrzeganie się powszechnych przekazów społecznych.

Chodzi o hasła typu „Nie ma ideałów”, “Każdy związek ma jakieś kłopoty” czy też “Związek to ciężka praca” . Zazwyczaj mają one swoje źródło w nieświadomym mechanizmie obronnym. Ich celem jest wyciszenie lęków o to, że coś jest nie tak z naszym związkiem. Nie to jest istotne, czy takie hasła są w naszej sytuacji prawdziwe czy nie, lecz to, że ich powtarzanie do samego siebie nic nam nie daje. Jeśli się z kimś często i na poważnie kłócimy rozwiązaniem jest wzmocnienie więzi między nami. Jeśli bardzo przeszkadzają nam jakieś cechy partnera, to trzeba się po prostu zastanowić, czy na pewno chcemy z nim być. A jeśli tak, to jaka droga zaprowadzi nas do akceptacji tych cech. Powtarzanie sobie powszechnych przekazów i obgadywanie tematu po raz setny z przyjaciółką czy kumplem to po prostu sposoby na wyciszanie lęku. Tego samego lęku, który może stanowić dla nas cenne źródło wiedzy o naszej sytuacji i potrzebach. Zamiast od niego uciekać proponujemy konfrontację i wprowadzanie większej równowagi.

6. Uczenie się na doświadczeniach.

Wyciągać wnioski ze swoich przeżyć oznacza nie powtarzanie w kółko tych samych błędów. Jeśli dwaj poprzedni intelektualiści o psychopatycznym rysie doprowadzali mnie do szału, to kolejny taki raczej nie okaże się spełnieniem moich marzeń. Jeśli przeszkadza mi u lasek, z którymi się umawiam, że zbytnio kontrolują moje życie i nieustannie mnie krytykują, to następna taka będzie mnie wkurzała co najmniej tak samo silnie. Oczywiście, jeśli mamy się uczyć na własnych przeżyciach to konieczne jest ich analizowanie. Co działało, a co nie? Jaki był powód takiego stanu rzeczy? Co można byłoby robić inaczej? Jaki był w tym mój udział?

7. Słuchanie potrzeb i intencji, a nie słów.

To trudne. Czasami niewyobrażalnie. Ale to jednocześnie zbawienne dla relacji i bardzo rozwojowe dla nas samych. Uwierzcie nam, ludzie naprawdę chcą dobrze. Chcą dbać o siebie i dbać o innych. Kiedy ktoś mówi „Nigdy nie jesteś gotowy na czas, durniu!” to ma na myśli „Najdroższy, najmilszy, miłości mojego życia – bardzo mi zależy, żeby nie spóźnić się na to spotkanie.” Albo, gdy facet wrzeszczy: „Co Ty, ku…, tyle sms-ów piszesz z tym kolesiem?” to nie chodzi mu to, że piszesz tyle sms-ów z tym kolesiem. Tak właściwie to mówi do Ciebie: „Najukochańsza Gwiazdko Ty moja, jesteś dla mnie tak ważna, że boję się, że stracę Cie dla jakiegoś kolesia. Kur…” 😉

Jeśli tylko czujecie się na siłach dźwignąć niefajną komunikację partnera i – co bardzo ważne – ma on poza tym wiele innych umiejętności/cech/zachowań wspaniale wzmacniających więź – skorzystajcie z okazji i poćwiczcie dzięki tym jej/jego przyciężkim tekstom swoją cierpliwość. Odłóżcie na bok własne emocje, urazy i parafrazując Małego Księcia – słuchajcie sercem (a żeby było łatwiej: patrz kolejny punkt).

8. Pielęgnowanie swojej wrażliwości i wypatrywanie jej oznak u partnera.

Nasza kultura tępi wrażliwość. Od urodzenia ładuje nas w sytuacje przerastające naszą zdolność do adaptacji. Matki mają wspierać niezależność dziecka, odkąd tylko weźmie ono pierwszy oddech. Niech nam ktoś wyjaśni – jaką niezależność może mieć istota, która sama nie chodzi, nie potrafi zdobywać jedzenia, a nawet żuć, bo nie ma jeszcze zębów, nie potrafi za dobrze utrzymać ciepła w swoim ciele i nie kontroluje własnych zwieraczy? A jednak! Według naszej kultury – niezależność niemowlaków trzeba promować i np. kazać im spać osobno. Później wcale nie jest łatwiej. W szkole masz być twardy i dostosować się do systemu, w grupach rówieśniczych jeszcze twardszy, bo młodzi – jako istoty myślące w sposób czarno-biały – nie znają często litości. Jeszcze później korpo, wymogi społeczne bycia idealnym, no i oczywiście nasza wspaniała nowość – media społecznościowe, wraz ze swoją wszechobecną ściemą o tym, jak to wszyscy dookoła są super. Większość ludzi nie wychodzi z takiej drogi cało i zdrowo. Tracimy naszą wrażliwość, a wraz z nią zdolność do empatii, tworzenia więzi i dziecięcego zachwytu światem. Szymborska zgrabnie to uchwyciła, pisząc, że potencjalny mąż „musi umieć siedzieć na ławce i przyglądać się bacznie robakom i każdej najmniejszej trawce.” Tylko, żeby siedzieć, to trzeba być „tu i teraz”, a nie uciekać od własnych emocji i delikatności. A żeby się przyglądać, to trzeba widzieć. My zaś jesteśmy zaślepieni ideami naszych czasów – pracą ponad siły, konsekwencją, liderstwem, perfekcjonizmem, ambicjami. Ciuchami, gadżetami, osiągnięciami, słodyczami. Znajomościami, profilami i tysiącem innych rzeczy, w które uciekamy, żeby nie czuć głębokiej prawdy o nas samych.

Że człowiek to jest nieziemsko wrażliwa istota.

9. Ćwiczenie, jak radzić sobie z frustracją.

Szukanie winy w partnerze to po prostu kiepski sposób na radzenie sobie z własną frustracją. To nie branie odpowiedzialności za swój udział w danej sytuacji. Co więcej, promuje to skupianie się na tym, co negatywne. A jak już takie złe myśli się wyklują, to – szukając winy – suto je karmimy. Wciskamy im papkę zmodyfikowaną przez współczesne media i smażoną na historiach tysięcy nieszczęśliwych par. I one na tym tyją do rozmiarów XXL, odbierając nam szansę na zdrowe myślenie. W naszej podświadomości już się wykluł plan B, a profil na fejsie odżył w poszukiwaniu „niewinnych flircików, tak dla rozrywki i potwierdzenia sobie własnej wartości”.

Inna opcja – nauczyć się przeżywać frustrację. Coś się wylało na naszą super kieckę? Zamiast „Czemu to tutaj postawiłeś?!” jest: „Ja pierniczę, ale mi jest szkoda tej sukienki!”. A w ogóle w kwestii takich pierdół to warto powiedzieć sobie w głowie: „Bądź cicho. Jeśli to nie jest jakaś ważna kwestia, po prostu sobie odpuść. I bądź cicho.” Oczywiście, żeby być w stanie tak powiedzieć, trzeba właśnie umieć radzić sobie z frustracją, a do tego jeszcze potrafić odczuwać sprzeczne emocje w jednym momencie – zdenerwowanie i troskę o relację.Tiaaa… temat dojrzałości wraca jak bumerang 😉

Podsumowanie

Żeby była jasność – nie chodzi o to, aby szukać partnera, traktując go niczym nową pralkę, która ma spełniać wszystkie punkty z naszej listy. Chodzi o to, aby być świadomym tego, jacy jesteśmy i tego z jakim typem osoby bliskość sprawi nam radość. A przede wszystkim – zdawać sobie sprawę, jak wielką rolę w udanej relacji odgrywamy my sami. Wtedy pozostanie jedynie wziąć głęboki oddech i zanurzyć się po uszy w to, co nas spotyka. Tak, żeby wciąż jasno widzieć, dokąd zmierzamy, ale nie słyszeć pierdół, które serwuje nam zachodnia kultura. Zafundujmy sobie raczej ciszę, która pozwoli usłyszeć nam nasze instynkty.

Jesteśmy stworzeni do nawiązywania bliskich relacji, bardziej niż jakakolwiek inna istota na ziemi. Skorzystajmy z tego, co dały nam lata doświadczeń naszych przodków. Budujmy więź, której istnienie zapisane jest w nas od urodzenia i której potencjał tli się w każdym człowieku, aż do ostatnich chwil życia. Dopóki oddychamy, możemy kochać.

Dobrego weekendu! Chyba nie musimy dodawać, że z bliskimi 😉

P.S. A jeśli ktoś czuje, że jego instynkty „zdeczka” się skrzywiły, to zapraszamy na kolejny wpis. Szykujemy coś, co już stało się jednym z naszych ulubionych postów.

 

Roy Lichtenstein, "We rose up slowly..."
Inspirowany komiksami obraz “We rose up slowly…”, Roy Lichtenstein, 1964.

A u góry Donald i Daisy. Jedna z najbliższych mi par z czasów dzieciństwa. Dobrze, że były też inne, bo wzór do naśladowania mizerny 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *