Neufeld Institute Poland Zrozumieć dzieci. Praktyczne zastosowanie nauki o rozwoju.
Zrozumieć dzieci. Praktyczne zastosowanie nauki o rozwoju.

Matka-singielka idzie na randkę

W lutowym wydaniu magazynu SENS ukazał się artykuł Małgorzaty Ohme – o randkowaniu matek-singielek. Kilka wątków stamtąd mocno nas poruszyło. Czy okłamywanie dziecka i przypisywanie mu złych intencji jest konieczne, żeby móc pójść z kimś na kolację?

W artykule znalazły się porady z rodzaju „bądź tu i teraz”, z którymi całym sercem się zgadzamy. Ale znalazło się też kilka kontrowersji. Postanowiliśmy zebrać to, co wywołało nasz sprzeciw.

„Nie zawsze musisz mówić prawdę, dokąd idziesz”

Autorka zaleca, aby ukrywać przed dzieckiem, że wychodzi się na randkę, żeby zapobiec sprzeciwom. Absolutnie nie zgadzamy się z tym, że okłamywanie bliskich osób może jakkolwiek wyjść na dobre – im czy nam (chyba że, w czasie wojny próbujemy ochronić kilkulatka przed jej okropnościami, jak w filmie „Życie jest piękne”). Nasze dzieci kształtują swoje zachowanie przede wszystkim poprzez naśladowanie nas samych. A nie sądzimy, aby ktokolwiek miał ochotę dawać swojej córce czy synowi przekazy, takie jak: „Żeby w domu była zgoda członkowie rodziny powinni się okłamywać” czy też „Lepiej być nieszczerym, niż konfrontować się z trudnymi sytuacjami”.
Naszym zdaniem nieszczerość, to nie jest tylko ukrycie prawdy. Oznacza także brak szacunku, również do siebie samego. Oznacza chowanie się przed trudnościami związanymi z byciem takim, jakim się jest naprawdę. Jest izolowaniem dziecka przed światem, a tym samym odbieraniem mu szansy na dojrzewanie. I to w warunkach, które powinny być najbezpieczniejsze z możliwych – w domu, w bliskości z rodzicem. Oznacza podkopywanie więzi z własnym dzieckiem i ryzyko utraty jego zaufania.

„Nie czuj się winna, że wyszłaś. Że porzuciłaś. Że jak sieroty zostały. To projekcje”

Jeśli masz wyrzuty sumienia, gdy dziecko okazuje ci w takiej sytuacji, że źle się czuje, to…. cudownie! To znaczy, że ci na nim zależy i troszczysz się o jego dobro. W relacji przywiązania istnieje coś takiego, jak „sumienie więzi”. Powoduje ono, że czujemy się niefajnie, gdy robimy coś, co może zranić bliską nam osobę. To ten głosik, który mówi: „Czy nie powinnam zachować się inaczej? Czy to, co robię jest ok?”.
Oczywiście, wyjście na randkę wcale nie musi być dla dziecka krzywdzące. Wszystko zależy od sytuacji, wieku dziecka, siły więzi, jaka nas łączy, poziomu zaufania. Warunków emocjonalnych, w jakich ono żyje (czy np. nie jest tuż po rozwodzie rodziców?). Ale też od tego, jak tę sprawę dziecku przedstawiamy, na ile słuchamy jego potrzeb, lęków, trudnych emocji. Dopóki jest ono od nas zależne, to my jesteśmy za nie odpowiedzialni. I to my powinniśmy podejmować wysiłek, aby zapewniać mu jak najlepsze warunki do rozwoju oraz konfrontowania się z trudnymi sytuacjami. Rodzic ma swoje życie i jeśli z niego będzie rezygnował, nauczy dziecko postępować tak samo. Ale z drugiej strony – udawanie, że absolutnie nie musimy brać pod uwagę tego, co dziecko czuje, jest nieporozumieniem.To tak, jakby w połowie drogi na Mount Everest jeden z alpinistów, pomimo liny wiążącej go z jego towarzyszem stwierdził, że przestaje brać pod uwagę sytuację tego drugiego. Przyznajcie, że brzmi to absurdalnie. I chociaż dorośli różnie odbierają więź ze swoimi dziećmi, to w głowach dzieci zawsze jest to sprawa życia i śmierci. Nawet, jeśli nie są tego świadome.

„Twoje kochane dzieci chcą, byś tak właśnie myślała. Bo są dziećmi i myślą o sobie”

Mamy trochę lepsze zdanie o dzieciach, aniżeli to, że są one małymi manipulującymi egoistami. W naszym odczuciu dzieci, jak wszyscy ludzie, mają szereg określonych potrzeb, a najważniejszą z nich jest bliskość ze swoimi rodzicami/opiekunami. Jeśli słyszymy z ust dziecka „Nie idź, proszę”, to ukłucie w naszym sercu nie jest żadną projekcją, tylko świadectwem tego, że zachowaliśmy w tym sercu wrażliwość.Dziecko mówi nam (najczęściej nie wprost, bo po prostu jeszcze tego nie umie), że czegoś się boi czy jakaś jego potrzeba nie jest zaspokojona. Warto je wysłuchać, porozmawiać i na to zareagować. Jeśli dziecko mówi „Po co w ogóle tam idziesz?”, nie interesuje je po co w ogóle tam idziemy, tylko wyraża poprzez te słowa swoje niezaspokojone potrzeby.

Przypisywanie dziecku złych intencji, to zrzucanie odpowiedzialności za to, jaki udział w ich zachowaniu mamy my sami. Łatwiej jest powiedzieć „Myśli tylko o sobie, w końcu to TYLKO dziecko”, aniżeli zabrać syna czy córkę w jego/jej ulubione miejsce i porozmawiać o tym, co w tej sytuacji jest dla niego/niej trudne. Ale ta druga opcja jest znacznie dojrzalsza.

„Babcia w roli niani nie zawsze jest najlepszym wyjściem. Czasami empatyczna przyjaciółka lub ciocia lepiej to zorganizuje”

Babcia, ciocia czy sąsiadka – stopień powinowactwa nie ma tutaj najmniejszego znaczenia. Jeśli dziecko ma się czuć dobrze i bezpiecznie, może zostać tylko z osobą, z którą ma bliską więź. Nie może być to zatem ktoś, kogo widuje kilka razy w roku, nawet jeśli dla nas samych ta osoba jest najlepszą przyjaciółką. Wrodzony mechanizm więzi powoduje, że dziecko podąża tylko za tymi, z którymi łączy je bliskość. Pozostawianie go z kimś, kogo słabo zna, jest z jego perspektywy tym samym, co zostawienie go z obcą osobą.

„Wyłącz telefon. Uprzedź, że tam nie ma zasięgu”

Osobiście, nie wyłączylibyśmy telefonów, jeśli nasze dziecko miałoby kilka lat. A kilkanaście? Też nie. Czemu? Bo jest to zachowanie w stylu „pali się lampka sygnalizująca brak paliwa, więc ją zbiję i problem rozwiązany!”. Jeśli nasze dziecko „dobija się do nas”, to ignorowanie go może tylko pogorszyć sprawę. W najsmutniejszej wersji doprowadzimy do sytuacji, gdy przestanie się zupełnie „dobijać”. Przestanie też dzielić się z nami swoimi sekretami, chcieć spędzać z nami czas i być przy nas autentyczne. Wtedy już nie będziemy musieli wyłączać telefonów, ale cisza, jaką będą one generowały, będzie dla nas trudniejsza do zniesienia, aniżeli najbardziej irytujący dzwonek.

Co zatem robić?

Jeśli boimy się reakcji dziecka na naszą randkę, nie oznacza to, że bezwzględnie powinniśmy ją sobie odpuścić. Jest sporo innych możliwości, mniej czarno-białych. Instynkty, sumienie więzi mogą nam podpowiadać piękne rozwiązania – empatyczne, wrażliwe, troskliwe i odpowiedzialne. Ze starszymi dziećmi szczera rozmowa to podstawa. A z młodszymi? Im trudno jest zrozumieć sprawy dorosłych, zatem polecamy wam piękną metaforę. Użyła jej kiedyś jedna z matek w rozmowie ze swoją córeczką, a przytoczyła w swojej książce Fawn Weaver (opisujemy to własnymi słowami):
„Zobacz kochanie, zapaliłam tutaj świecę. Jej płomień jest jasny i przyjemny. Daje ciepło, rozświetla ciemność i przyciąga nas do siebie. Jest piękny. A teraz zobacz, zapalam drugą świeczkę. Ona również świeci jasno. Ale czy ten drugi płomień sprawił, że pierwszy świeci słabiej? Nie, oba wciąż są silne. Moja miłość do ciebie jest takim właśnie płomieniem. On nigdy nie zgaśnie, nawet jeśli w moim sercu zapali się jeszcze inny. Od zawsze i na zawsze będę cię kochała. Chcę, żebyś mówiła mi o swoich potrzebach, o tym, co dla ciebie trudne. Nie obiecuję ci, że będę usuwała wszelkie kłody spod twoich stóp. Ale obiecuję, że będę się starała pomagać ci przez nie przejść i będę prowadziła cię tak długo, jak będziesz tego potrzebowała.”

 

Artykuł ukazał się również na dziecisawazne.pl

Mama-singielka idzie na randkę (nie lekceważąc potrzeb dziecka)

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

pl_PLPolski