“W przypadku malutkiego dziecka to, czego ono chce, jest tym samym, czego potrzebuje. Twoim zadaniem jest poznać swoje dziecko, a nie skłonić je, aby podążało za czyimiś wskazówkami.” – William i Martha Sears
Co mógłby usłyszeć rodzić, gdyby przez chwilę skupił się nie na tym, czy jest dobrym rodzicem, ale na dobru swojego dziecka? Poniżej prezentujemy Wam kilka sposobów opieki nad maluchami, które nie są może w mainstreamie, ale za to są bezpośrednią odpowiedzią na rzeczywiste potrzeby dzieci (nie mylić z zachciankami).
Jak najczęstsze noszenie niemowląt (w dostosowanej do ich wieku pozycji).
Niemowlę nie ma pojęcia o świecie, ale ma instynkty, a te nakazują mu trzymać się nieustannie blisko matki. Nie mają też pojęcia czasu, więc kiedy leżą same w łóżeczku nie wiedzą, że mama za jakiś czas je weźmie. Po prostu czują się pozostawione. Kiedy opuszczają znane sobie środowisko nie czują się zbyt pewnie. Wożone na spacerze w wózku widzą tylko niebo, stresują się będąc z dala od ramion mamy. Zamiast obserwować świat przeznaczają swoją energię na udźwignięcie swojego niepokoju. Podstawową potrzebą małego człowieka, jako przedstawiciela człekokształtnych, jest być w ramionach rodzica. Jest wtedy spokojny, zrelaksowany, czuje się bezpiecznie, a w efekcie może z ciekawością rozglądać się dookoła i realizować wrodzoną potrzebę rozwoju i poznawania świata. (Obecnie dostępnych jest masa różnego rodzaju chust i nosideł, które kwestię noszenia czynią znacznie prostszą.)
Karmienie piersią.
Jeszcze do niedawana popularne było karmienie według grafika, co 3 godziny, aby wyrobić w dziecku nawyk regularnego jedzenia. Dziecko czasami wyło z głodu, ale musiało wytrwać, aż te 3 godziny miną. A niemowlę może się zrobić głodne w każdej chwili, nie działa bowiem według zegarka. Przez pierwsze 3 miesiące może jeść nawet co pół godziny (nasza Mała miała takie dni, kiedy domagała się piersi dosłownie co 20 minut!). Pierś to dla malucha nie tylko pokarm, ale też bliskość mamy. Każdy kto obserwował trochę matek karmiących wie, że maluchy są w stanie “wypić” całą pierś w ciągu 4-5 minut (nawet to zbadano, ale nie pamiętam, niestety, źródła). Jeśli dziecko leży przy piersi przez 30 minut czy godzinę to nie dlatego, że nie umie szybciej jeść, ale dlatego, że prawdopodobnie potrzebuje z matką więcej kontaktu.
Karmienie tylko wtedy, kiedy dziecko jest głodne.
Dzieci, które jedzą już coś innego poza mlekiem matki (czy formułą zastępczą) są często do jedzenia namawiane czy zmuszane. Popularne są groźby, wyciąganie konsekwencji (czyli po prostu karanie), manipulacje, odwracanie uwagi i inne takie. W skrajnych sytuacjach dzieciom jedzenie się wciska, np. zatykając nos tak, żeby nie mogło oddychać i musiało otworzyć usta. W jeszcze skrajniejszych – kiedy dziecko zwymiotuje pokarm, który już mu się nie mieści w żołądku, każe mu się ten pokarm zjadać ponownie. Jeśli dziecku mimo wszystko uda się nie zjeść, a po jakimś czasie zrobi się głodne jest duża szansa, że usłyszy – “Teraz to nie ma, trzeba było jeść wcześniej, kiedy była pora obiadu.”
Dobra, koniec tych drastycznych przykładów. Jeszcze raz – dziecko nie chodzi według grafiku, naszych osobistych rozkładów, czy naszych godzin pracy. Chodzi według nieprawdopodobnie mądrych mechanizmów swojego organizmu. Doskonale wie, kiedy jest głodne i ile ma zjeść. Uczy się, co można jeść, a czego nie, ale odczuwanie głodu i sytości jest u niego wrodzone. Kiedy czuje, że nie jest głodne, a jego ukochana mama czy babcia wciska mu jedzenie – jest zszokowane. Nie rozumie, czemu – skoro daje jasne sygnały – nikt go nie słucha, czemu mama doprowadza je do bólu brzuszka. Rodzic jest jednak jego przewodnikiem, najważniejszą osobą na świecie, więc bardzo często maluch uczy się powoli tłumić sygnały własnego ciała, aby zaspokoić oczekiwania matki. Alternatywa to karmienie dziecka wtedy i tylko wtedy kiedy jest głodne. Proste? Niby tak, ale wymaga zaufania do własnego dziecka i do natury, a jak wiemy takie podejście nie jest dzisiaj w modzie.
Reagowanie na płacz – zawsze!
Dorośli powtarzają hasła typu “Dziecko musi się wypłakać” czy też “Niech popłacze trochę, to ćwiczy jego płuca.” Dziecko płacze tak długo jak może, a jak już nie może, to zasypia. Niestety, w skrajnym stresie, a więc z obniżonym poziomem serotoniny. Zaś jak wyjaśnia prof. Hannah Kinney z Harvard Medical School – to właśnie deficyt poziomu serotoniny może odgrywać znaczącą rolę w nagłej śmierci łóżeczkowej. Co więcej – “Nadmierny płacz obniża poziom tlenu we krwi dziecka i podnosi poziom hormonów stresu” (1). Czasami rodzice powtarzają też słowa – “Ono chce mną manipulować, ale ja się nie dam.” Fakty są takie, że płaczące dziecko nie ma pojęcia, czemu na ten jego podstwowy sposób wołania o pomoc nikt nie reaguje. Jest mu źle, więc płacze, a jego instynkty podpowiadają mu, że to najlepsze, co może zrobić. Malutkie dziecko nie ma też umiejętności manipulowania innymi, ponieważ nie ma jeszcze rozwiniętych koniecznych do tego zdolności poznawczych. Kiedypłacze to dlatego, że jest mu źle i nas potrzebuje. Nie reagowanie na płacz dziecka równoznaczne jest z odmówieniem pomocy bezbronnej istocie, która ślepo wierzy, że się nią zaopiekujemy.
Swoją drogą – dziecko często noszone, z którym śpimy i które karmimy, kiedy tylko tego zapragnie, płacze o wiele mniej niż jego rówieśnicy, pozostający pod opieką bardziej “cywilizowaną”.
Spanie razem.
Często dzieci śpią osobno. W najlepszym razie w łóżeczku obok łóżka rodziców, w najgorszym – w pokoju obok. To ciekawe, ponieważ większość dorosłych lubi spać razem z kimś, a jednocześnie oczekuje od niemowlęcia, całkowicie zależnego od opiekunów, że zaakceptuje ono spanie samemu. Maluchy potrzebują czuć obecność matki 24 h na dobę. Chcą ją widzieć, słyszeć i czuć jej zapach. To, że śpią nie oznacza, że ich system nerwowy nie jest wrażliwy na obecność lub brak obecności opiekunów. Można to łatwo zaobserwować, kiedy dziecko śpi z rodzicami w łóżku i rodzice wstaną wcześniej, a maluch zostanie w tym łóżku sam. Najczęściej zaczyna wiercić się i przesuwać, poszukując przez sen matki – jej zapachu, ciepła jej ciała. Z kolei kiedy dziecko niepokoi się przez sen, można zaobserwować, jak uspokaja je natychmiast zbliżenie do niego twarzy i oddychanie tak, aby czuło nasz zapach. Kolejny przykład – bardzo często dzieci śpią spokojniej i dłużej, kiedy śpią wtulone w rodzica, aniżeli odłożone do łóżeczka (o wiele spokojniejszy i równomierny jest też ich oddech, co jest istotne w kontekście zapobiegania nagłej śmierci łóżeczkowej niemowląt). Śpiące dzieci są zatem o wiele bardziej świadome tego, co się wokół nich dzieje, aniżeli się powszechnie uważa. Spanie z rodzicami / rodzicem pozwala im czuć się podczas tego snu bezpiecznie. Nie jest to kolejna eko-parentingowa moda, lecz instynktowne zachowanie, zarówno rodzica, jak i dziecka.
(zdjęcie pochodzi ze strony www.wanderingtheworldbelow.com)
Ochrona przed dotykaniem przez obcych.
Idziemy na spacer i co druga osoba zachwyca się maluchem, wyciąga rękę i pogłaszcze, złapie za rączkę, nóżkę, zagada. Tak jak i my nie lubimy być obmacywani przez szereg obcych ludzi tak jest duże prawdopodobieństwo, że malutkim dzieciom też sprawia to dyskomfort. Mają wrodzone uczucie niepokoju wobec obcych. To mechanizm, który ma je chronić przed byciem skrzywdzonym. Oczywiście, w świecie dorosłych bywają sytuacje, gdy dotyk z obcymi jest naturalny, np. duża konferencja i witanie się uściskiem dłoni z wieloma osobami. Ale maluchy nie znają takich zasad. Jedyne, co mają to swoje instynkty, które mówią im, żeby trzymać się blisko mamy i nie dawać dotykać obcym. Warto też dodać, że poprzez dotyk przenosi się masa chorób, a odporność dziecka wciąż jeszcze się uczy. (Niedawno obiegło świat zdjęcie malutkiej dziewczynki, którą matka pozwoliła głaskać po policzku i dziewczynka zarażona została wirusem opryszczki, a jej twarzyczkę pokryły sączące się wypryski).
Dodam tutaj jeszcze jedną ciekawostkę – nie wiem, jak inne matki, ale ja mam bardzo silny odruch odsuwania dziecka, gdy ktoś obcy wyciąga do niego rękę. Nie jestem jakaś wrażliwa na punkcie zarazków, wręcz przeciwnie – chyba zbyt rzadko cokolwiek wyparzam czy dezynfekuję – ale kiedy ktoś próbuje dotknąć Małej mam po prostu jakiś instynktowny odruch sprzeciwu.
Nie wystawianie dziecka na nadmiar bodźców (TV, galerie, supermarkety)
Bardzo często już od urodzenia dzieci zmuszone są do słuchania grającego w tle telewizora, hałasu w markecie, brzęczącego w samochodzie radia. Tylko że maluchy mają niezwykle wrażliwy układ nerwowy. Pomaga im to szybko się uczyć, ale też sprawia, że szybko czują się przeciążone. Nawet najbardziej wytrwały zapaleniec telewizora czy maniaczka zakupów po kilku godzinach czują się zmęczeni. Wyobraźmy sobie, że dzieci odczuwają te bodźce dziesięć razy intensywniej i często są zmęczone już po pół godzinie. Tyle tylko, że nie mogą sobie same wyłączyć tego zgiełku, więc są mniej więcej w sytuacji więźniów, na których stosuje się torturę nadmiarem bodźców (np. siedzą unieruchomieni z słuchawkami z głośną muzyką na uszach). Alternatywa – wrażliwość i empatia. Warto starać się – w miarę indywidualnych możliwości – zapewniać dziecku spokój, którego potrzebuje.
Istnieje o wiele więcej sposobów na opiekę nad dzieckiem bardziej zgodną z naturą i naszymi instynktami, aniżeli z trendami wychowawczymi, czy też propozycjami teoretyków. Ale o nich innym razem 🙂
A teraz podsumowanie:
- Rodzice nie odpowiadają na realne potrzeby dzieci nie dlatego, że są złymi rodzicami, ale dlatego, że tego uczy ich społeczeństwo, w którym przebywają. Lekarze ze swoimi pomysłami i starsze panie dające rady, które mogły być bardzo mądre w czasie wojny i głodu, ale teraz można je co najwyżej powspominać, a na pewno się do nich nie stosować.
- Masa matek czuje wewnętrzny sprzeciw wobec zasad opieki nad dzieckiem, wpajanych im przez ich środowisko. Moja mama opowiadała mi na przykład, że nie wytrzymała tego karmienia co 3 godziny, bo jej się serce kroiło. Po prostu zaczęła dawać pierś, jak tylko uważała, że moja starsza siostra jest głodna. Przy mnie od razu odpuściła sobie grafiki karmienia.
- Z powyższymi faktami, oczywiście, można dyskutować na milion sposobów. Że naśladowanie innych człekokształtnych jest głupie, bo są wśród nich też takie zachowania, które już nie są tego naśladowania godne. Że każde dziecko jest inne. Że jak będę spała z dzieckiem, to mogę je zmiażdżyć (też się tego bałam, ale okazuje się, że natura i na to znalazła rozwiązanie – mój sen jest twardy i głęboki, ale jednocześnie najmniejsze kwilenie Małej czy jej intensywniejsze ruchy natychmiast przywołują mnie do pełnej świadomości; zmiażdżenie jej jest nierealne, chyba że byłabym pijana, albo pod wpływem jakichś silnych leków). Naszym głównym przekazem jest to, że dzieci nie wiedzą, że żyją w XXI wieku, więc najszczęśliwsze są wtedy, gdy ktoś traktuje je w zgodzie z ich naturalnymi instynktami, a nie z zasadami promowanymi przez cywilizowany świat. Proponujemy kierowanie się obserwacją sygnałów maluchów (i swoich własnych instynktów), a nie jakimś odgórnymi zasadami.
- Oczywiście, dzieci po jakimś czasie zaakceptują każdą zasadę. Tak są skonstruowane – aby uczyć się od rodziców tego świata. Nasze instynkty są bardzo silne, ale to właśnie jednym z tych instynktów jest podążanie za wskazówkami swoich opiekunów, naśladowanie ich. Dziecko może dostosować się do najkoszmarniejszych – z punktu widzenia jego potrzeb i instynktów – warunków. Pytanie tylko – jakim kosztem?
Mimo, że każde dziecko jest inne i każdy rodzic jest inny, to wszyscy jesteśmy istotami ludzkimi. Jako ludzie uwarunkowani jesteśmy mechanizmami i instynktami, które ewoluowały w nas od początku naszego istnienia na ziemi. Być może warto zatem częściej kierować się tym, co podpowiadają nam te instynkty, naszą wrodzoną potrzebą troski o maluchy i empatii, a mniej polegać na przekazach społecznych?
Literatura dla zainteresowanych:
- “Księga Rodzicielstwa Bliskości” William i Martha Sears
- “Moje dziecko nie chce jeść” Carlos Gonzales
- “Bobas lubi wybór” Gill Rapley i Tracey Murkett
- “Dziecko z bliska” Agnieszka Stein
- “Więź daje siłę” Evelin Kirkilionis